Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

czwartek, 19 czerwca 2008

Ciasto rabarbarowe i świeżość spojrzenia

Spojrzeć na świeżo na banalne sprawy? Najlepiej cudzym okiem. Gościa oprowadzić po swoim mieście, kuchennego laika poinstruować, jak się piecze ciasto...

Bierzesz badyle rabarbarowe (przepis mówi, że 250 g... ale jest też opcja "na oko"), myjesz, jak są młode, to tylko kroisz w kawałki (ok 1 cm), jak stare, to najpierw z nich łykowatą skórkę zdzierasz (jak się na końcu podważy nożem, to łatwo schodzi).

Mieszasz w misce 250 g mąki (ja daję mniej więcej 2/3 pszennej i 1/3 ziemniaczanej, ale z samą pszenną powinno być ok) i 2 łyżeczki proszku do pieczenia. Można jeszcze dodać startą skórkę z cytryny.

250 g masła miksujesz z 250 g cukru.

Do tej masy wmiksowujesz po jednym 4 jajka.

Wsypujesz suche do mokrego i jeszcze chwilę miksujesz.

Formę do ciasta (prawie każda się nada, ale standard to okrągła o średnicy 26-28 cm) smarujesz kawałkiem masła, wysypujesz tartą bułką (wsypujesz trochę na dno, potrząsasz formą, co się przyklei, co lata, nie jest potrzebne).

Wlewasz ciasto, posypujesz rabarbarem.

Pieczesz koło 45 minut w 180 stopniach (dobrze jest cienkim drewnianym patyczkiem sprawdzić, czy już suche w środku - jak patyczek wychodzi wilgotny i oblepiony, to trzeba dać ciastu jeszcze trochę czasu).

Ostudzone można posypać cukrem pudrem (posypuje się przez sitko).

Piekłam ostatnio takiego rabarbarowca. Mmmmmm... Lato, miękkość, pogoda, odrobina rześkości... I takie to łatwe. Laik też sobie poradzi. Na pewno.

Brak komentarzy: