Przyjemnie rano wypić kawę do świeżych bułeczek z masłem i powidłem. Można pójść rano do piekarni - ale to wersja nie dla mnie. Można samemu upiec. I okazuje się, że to nawet nie takie kłopotliwe. Zwłaszcza, jak większość przygotowań (których i tak jest mało), wykona się poprzedniego dnia wieczorem.
Przepis na bułeczki z hotelu Parker House w Bostonie pochodzi z książki Erica Treuille i Ursuli Ferrigno Bread: Baking by Hand or Bread Machine. Podaję za mirabbelką.
zmieszać w misce "suche":
280g mąki pszennej
łyżeczkę soli
1 łyżeczkę drożdży instant (jeśli potrzebują wcześniejszego namoczenia, to oczywiście dodajemy je do frakcji "mokrej", rozpuściwszy uprzednio w ciepłym mleku)
w garnuszku na maluteńkim ogniu rozpuścić 30 g masła
zdjąć z ognia, dodać:
125 ml letniego mleka
łyżkę cukru
1 jajko
dodać mokre do suchego, wygnieść elastyczne, miękkie, gładkie ciasto
włożyć je do natłuszczonej masłem miski, przykryć
zostawić na półtorej godziny
po tym czasie ciasto wyjąć, rozwałkować...
i tu jest trochę dowolności, bo ciasto się dobrze formuje
ja rozwałkowane ciasto pokroiłam na prostokąty
każdy posmarowałam roztopionym masłem
każdy złożyłam na pół
i ułożyłam je w okrągłej formie w kształcie płatków kwiatu
(jakbym miała formę keksową, ułożyłabym je w niej jeden za drugim)
tak przygotowane ciasto należy jeszcze raz posmarować po wierzchu topionym masłem
przykryć i włożyć na noc do lodówki
rano wyjąć na pół godziny przed pieczeniem
piec nagrzać do 220 stopni
i piec bułkochlebek przez 20 - 30 minut (mój potrzebował trzydziestu)
Wychodzi bardzo przyjemne coś, co nie wiem jak nazwać.
Puchate, drożdżowe, ale raczej łagodne niż słodkie.
Odrywa się elementy i je jak bułeczki.
Najlepiej od razu, póki jeszcze ciepłe.
czwartek, 29 października 2009
Bułkochlebek na śniadanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz