Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Chleb orkiszowy

Chleb według przepisu św. Hildegardy. Hildegarda bardzo, bardzo ceniła orkisz. Pisała na przykład tak: "Kto spożywa [orkisz], będzie miał zdrowe ciało i krew, pogodne usposobienie i radość w sercu." Kusząca wizja ;)

saszetkę drożdży (takich na 1/2 kg mąki)
wymieszałam z połową kubka letniej wody,
łyżką brązowego cukru i 1/2 łyżeczką soli

wlałam do 500 g pełnoziarnistej mąki orkiszowej
powoli, mieszając, wyrabiając ciasto
dolałam jeszcze pół kubka wody (mniej więcej),
balansując ilością mąki i wody tak, żeby ciasto wyszło elastyczne

dodałam jeszcze kawałek twarogu (ot, jeden z wariantów)
i trochę kuminu (też wariant - bo lubię)
i wyrobiłam ciasto

odłożyłam je na ok 20 minut (ściereczka, ciepło)
poruszyłam ponownie i przełożyłam do formy
(natłuszczonej, posypanej mąką)
odstawiłam na kolejne 20 minut

nacięłam chleb dość głęboko nożem
pomalowałam wodą
i wstawiłam do pieca
nad naczynie z parującą wodą (czyli drugą formę)

teoria mówi:
10 minut w 240 stopniach, 45 w 220
ale nie wiem, czy temperatury miałam dokładnie takie
w każdym razie najpierw intensywnie, potem ciut mniej

chleb wyszedł dość łagodny, z cieniem słodyczy
elastyczny (ściśnięty, powstaje)

jak do tego dodać jeszcze obiecane pogodne usposobienie i radość w sercu, to zdecydowanie warto było trochę czasu pieczeniu poświęcić




Brak komentarzy: