Agrest... Wspomnienie dzieciństwa.
Agrestowe krzaki (dziś za oknem tylko jeden, za to żywotny).
Agrestowy dżem (dziś nie do kupienia).
A teraz do rzeczy, czyli o przemianach agrestu w konfiturę. Jedno zastrzeżenie - podam ilości "standardowe", sama robiłam z dużo mniejszych (bo ten krzak, to choć żywotny, to tylko jeden).
agrest (1 kg) zebrać (kupić?), umyć, osuszyć
zagotować szklankę wody z kilogramem cukru
zdjąć z ognia, włożyć agrest, zostawić na kilka godzin
po tym nasączaniu przejść do ponownego podgrzewania
niemal doprowadzić do wrzenia, zdjąć z ognia, zostawić w chłodnym miejscu na noc
następnego dnia powoli ogrzewać - prawie do zagotowania
i na malutkim ogniu podgrzewać przez kilka godzin, aż owoce staną się szkliste
usuwać szumowiny
gorącą konfiturę przekłada się do wygotowanych i osuszonych słoików (albo słoika ;)) i od razu zamyka (suchymi zakrętkami)
czwartek, 16 lipca 2009
Konfitura z agrestu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Czyli udało się przetworzyć;]
Fakt, udało się :-)
Na razie brak materiału na więcej. Ale myślę, że w ewentualnym następnym rzucie spróbuję też żelfixowo, na szybko, żeby więcej zielonej agrestowości zachować.
Prześlij komentarz