Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

sobota, 24 października 2009

Naan w wersji podstawowej

Na Na Na Na Naa... (Jak śpiewają Kaiser Chiefs). Albo po prostu naan, chlebek idealny do wszelkiego indyjskiego żarcia. A zwłaszcza tego ostrego i wilgotnego.

do miski wsypać 2 szklanki mąki
łyżeczkę soli
łyżeczkę cukru
szczyptę sody
łyżeczkę drożdży (jeśli są to drożdże, które nie wymagają namaczania)

wymieszać
dolać 2 łyżki oleju (albo lepiej ghee)
zamieszać
dolać mniej więcej pół szklanki wody (albo mleka, albo mleka z wodą)
zagnieść w miękkie ciasto (będzie lepkie)

zostawić do wyrośnięcia na 2 - 3 godziny

podzielić na sześć części
z każdej uformować kulę
(pomaga posypanie kawałka ciasta mąką)
rozpłaszczyć, uformować placek

zwykle placki naan są podłużne, trochę jak Afryka, ale bez asymetrii
powinny być raczej cienkie, ale nie przesadnie

piekarnik rozgrzać do temperatury maksymalnej
placki wkładać na blasze
piec kilkanaście minut (trzeba obserwować - mają być złote, miejscami przybrązowione)

można też wkładać je na rozgrzany kamień do pizzy, jeśli ktoś ma
- wtedy pieką się szybciej

po wyjęciu posmarować roztopionym masłem
i jeść jeszcze ciepłe

Brak komentarzy: