Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

środa, 26 grudnia 2007

Niezawodne pierniczki...

...madame Kręglickiej. Z roku na rok coraz bardziej dla mnie świąteczne - stopniowo stają się tradycją. A że to pewniaki...

Wymieszałam masło (200g) z cukrem (też 200), utarłam na masę.
Dodałam 2 jaja.
Pół szklanki płynnego miodu.
Łyżeczkę zapachu waniliowego.
Skórki z cytryny nie dodałam, ale by się nadała.

Do drugiej miski wsypałam
> mąkę (ponad pół kilko)
> półtorej łyżeczki proszku do pieczenia
> 2 łyżki przyprawy do pierników
> łyżeczkę mielonego imbiru

Połączyłam szybko suche z mokrym, wymieszałam, zagniotłam szybko ciasto w kulę. I schowałam je w misce do lodówki. Na noc (ale wystarczyłaby godzina, chodzi o to, żeby ciasto stwardniało i dało się obrabiać dalej).

Następnego dnia przyszedł czas na tworzenie.
Podzieliłam ciasto na 4 części.
Każdą po kolei:

> rozwałkowywałam (tak na 3 mm) - podsypując wszystko mąką
> powycinałam foremkami gwiazdy, choinki i inne dziwnotwory

(Ale to można własną ręką - nie według formy. Albo odwróconym kieliszkiem, w wersji basic.)

> rozkładałam na blasze wysmarowanej masłem (można gęsto, pierniczki nie rosną)
> i do pieca wkładałam (180 stopni - około 15 minut)

Potem już tylko wystudzić, zdjąć z blachy.
Można ozdabiać, sklejać, można zostawić gołe.



P.S. Cztery blachy to dużo :-)

niedziela, 23 grudnia 2007

Śledziowanie

Dwa rybkowe słoiki zamieszkały już w lodówce.

A.

Jeden ze śledziami w wersji ostrej...

> kilka śledzi, krótko wymoczonych, pokrojonych w pasy

Oraz zalewa:

> cebula (półkrążki rozdrobnione na dużo małych łuków)
> ogórek konserwowy (w plasterkach małych a cienkich)
> pieprz czarny świeżo mielony
> sól
> oliwa
> trochę octu winnego
> kilka goździków
> troszkę kolendry

B.

Drugi ze śledziami łagodniejszymi...


> śledzie j.w.

I otulina:

> pokrojona w drobną kostkę reneta
> drobno pokrojona cebula
> ogórek konserwowy drobno pokrojony
> śmietana

I już.

niedziela, 16 grudnia 2007

Pachnie bułeczkami...

Proste bułeczkowe pieczenie... Cały dom pachnie.

Tym razem przydadzą się dokładne miary...

Wsypuję do miski pół kilo mąki (razowa byłaby lepsza, ale wpadła mi w łapy zwykła biała).
Na środek kruszę 50 g drożdźy.
Dodaję im papu: łyżkę cukru, pół szklanki ciepłego mleka.
I zostawiam na 10 minut pod ściereczką w cieple.

Czas mija przytulnie...

Potem dodaję sól, 6 łyżek oliwy, pół szklanki śmietany 18%.
Zagniatam dokładnie ciasto.
I znowu zostawiam - na pół godziny.

Czas, czas ma znaczenie...

Teraz do ciasta dodaję przyprawy.
Tym razem połowa była tymiankowa, połowa bazyliowa.
Wyrabiam ciasto (ciasta właściwie), aż odchodzą od ścianek miski.
Dzielę na 12 kulek.
Kulki usadzam na natłuszczonej blasze, nacinam lekko na krzyż nożem.

I wstawiam do pieca (200 stopni) na mniej więcej pół godziny.

Zapach się rozpełza po domu.

Dobre są jeszcze takie nie do końca wystygłe... Mmmm...

czwartek, 6 grudnia 2007

Dhal



Namaczam czerwoną soczewicę przez noc.
Następnego dnia płuczę pod kranem, w sitku.



Na patelni rozgrzewam topione masło (lub oliwę).
Wrzucam soczewicę.
Mieszam drewnianą łopatką, aż ziarenka zaczną żółknąć.



Dolewam wrzącą wodę.
Mieszam.
Jak woda wyparuje, a całość nie gotowa, dolewam więcej wody.



Powinno być mniej więcej żółte i gładkie.

Przyprawy przygotowuję osobno.
Na małej patelni rozgrzewam topione masło (lub oliwę).
Wsypuję kumin i kolendrę.
szybko podsmażam.
Łączę z dhal.
Solę, pieprzę.

Cieszę się.
Lubię ten indyjski smak.
Prosty, ale odmienny.




Na zdjęciu - z listkami kolendry.

niedziela, 25 listopada 2007

Bryndzal

Czyli zapiekanka ziemniaczano-serowa. Ładnie skomponowała się ze śledziem. W ogóle: pełna prostota - na pohybel działaniom wyrafinowanym!

Umyłam, obrałam kilka ziemniaków, pokroiłam w plastry.
I krótko podgotowałam w osolonej wodzie - dla oszczędności czasu.

W tym czasie w kubeczku wymieszałam:
> bryndzę
> ser topiony
> trochę śmietany dla spójności
> rozdrobniony czosnek, mielony pieprz i sól

A potem poszły do żaroodpornego naczynia:
> ziemniaki
> sos
I do piekarnika. Aż się dopiecze i pod koniec zrumieni.

Już mi zaczynają po głowie patrzeć różne wariacje...

czwartek, 22 listopada 2007

Chrzaniony ogórek

Wariacja na temat poczciwej mizerii...

Zielonego ogórka węża obieram ze skóry, kroję na plasterki.
W filiżance mieszam jogurt naturalny i oliwę z oliwek.
Do tego sól.
Dziś dodałam trochę ostrego chrzanu ze słoiczka. I czarnego mielonego pieprzu.
Czasem dodaję po prostu czosnku - ale to wyklucza późniejszą socjalizację.
Zawsze się nada jakieś zielsko: bazylia, rzeżucha, koperek, pietruszka, kolendra...

sobota, 17 listopada 2007

Zupa z kukurydzą

Kukurydza, lato, słońce...
Kukurydziane pola, labirynty...
Kaczor Donald ogryzający kukurydziane kolby...


Podstawa tradycyjna:

> wrzątek, kurkuma, tymianek
> marchewka (więcej niż zwykle) i pietruszka - pokrojone w plasterki, kumin
> chili, kawałek imbiru, kolendra, czarny pieprz, por, seler
> sos sojowy, sól
> kawałek kury z kością (2 podudzia)
> bazylia

Czas.

A potem puszka kukurydzy razem z zalewą.
Można wyjąć pora, selera, kurczaka, imbir.
I zabielenie śmietaną.

Efekt jest łagodny, lekko słodkawy.

piątek, 16 listopada 2007

Czosnek - wersja zdrowa i bezpieczna

Trzeba się bronić przed zakusami zimy - trzymać fason i zachować zdrowie. Kuracja poranno-czosnkowa trwa standardowo 3 dni. Wzmacnia. I jest bezpieczna społecznie :-)

Na patelence podgrzewam łyżkę oliwy.
Wrzucam zgnieciony ząbek czosnku.
Mieszam drewienkiem, aż się przyzłoci...

I szybko
> na kanapkę z białej bułki
> posmarowanej masłem
> obłożonej białym serem

Posolić, zjeść. Mniam.

czwartek, 15 listopada 2007

Winne gruszki

Winne i nieco jadowite... Pachną bardzo świątecznie. Przydadzą się jako dodatek - obok żurawiny na przykład.

Najpierw zaczęłam gotować czerwoną kąpiel. Powoli gotowały się:

> Czerwone wino
> Wyciśnięty sok z pomarańczy
> Kawałki imbiru
> Goździki
> Pieprz
> Cukier

W tym czasie obrałam gruszki. Pokroiłam na ćwiartki, wyciełam gniazda, porozcinałam na węższe kawałki.

Przelałam płyn przez sitko, żeby oddzielić "fusy".
Płyn wrócił na mały ogień a do niego wskoczyły gruszki.
Pogotowały się - nie za krótko (żeby zdążyły przejść smakiem i kolorem), nie za długo (żeby się nie rozgotowały).

A potem jedna część, hop!, do wyparzonego słoika.
A druga do miseczki - do wykorzystania na bieżąco :-)

środa, 14 listopada 2007

Dziwo z białego sera

Oczywiście znowu białego sera mam za dużo. Nie nauczyłam się jeszcze do końca kupowania dla jednej osoby... Co zrobić z nadmiarem? Uznać za materiał do eksperymentów. To podobno tradycyjny ludowy przepis z okolic Warszawy. Ser smażony. Tylko... ser powinien najpierw postać poza lodówką kilka dni i "zgliwieć". Może innym razem się odważę na tak ekstremalne rozwiązanie.

Patelnia na malutki ogień.
Na patelnię pokruszony biały ser.
Mieszam drewnianą packą.
Odlewam wydzielającą się serwatkę do kubeczka.
Jak już się przestaje dzielić, ser trochę zmieni kolor i konsystencję, dodaję trochę masła.
Kumin, sól. Tradycyjnie był kminek. I kwaśna śmietana - ale jej nie mam pod ręką.
Podgrzewam jeszcze trochę.

I przekładam do kubka, wypłukanego serwatką.
Zostawiam do ostygnięcia.

Uformował się łatwy do wyjęcia krążek dziwacznego, piszczącego po zębach, sera białawego. Ot, odmiana. I serwatka, której dawno nie piłam.

Kurczakowy rosół z kasza jęczmienną

Zrobiło się zimniej - więc mam ochotę na mięso. Ale nie aż tak zimno, więc wypadło na kurczaka. A konkretniej zupę w rodzaju krupnika.

> wrzątek, kurkuma (więcej), tymianek (mniej)
> pokrojone w plasterki marchewki, pietruszkai
> czosnek, chilli, kawałek imbiru, czarny pieprz, seler, pokrojony w plasterki por
> sos sojowy, sól
> pierś z kurczaka, bazylia
> majeranek

(Trochę czasu)

> kasza jęczmienna (duża garść)

I więcej czasu.

Przed podaniem wyłowiłam mięso (spożytkuje się osobno), pietruszkę, selera, kawałki imbiru. Została gęstawa zupa z pływającą marchewką (miły akcent kolorystyczny).

poniedziałek, 12 listopada 2007

Zupa z dyni "przedszkolna"

Przyszło już kilka osób. K&M dzwonią jeszcze z miasta.
- Zupa z dyni? Ale bez mięsa? I z imbirem?
Trzy razy tak. Przyjechali.


Zwykła baza:

> wrzątek, kurkuma, tymianek
> marchewka - częściowo pokrojona w plasterki, pietruszka
> chili, kawałek imbiru, kolendra, czarny pieprz, por, seler
> sos sojowy, sól (z niecierpliwości również bezmięsna kostka bulionowa)
> majeranek, bazylia

(Czas płynie)

Osobno na oliwie posmażyły się (dość krótko):
> cebula i czosnek
> oraz pokrojona w kostki dynia

I zostały wrzucone do zupy.

(Znowu upływa sporo czasu)

Na koniec zupa została zabielona śmietaną. Można by zmiksować.
I podana - posypana hojnie natką pietruszki.
A do tego bagietka z masłem.

Zupa łagodna, "przedszkolna"...

Zupa listopadowa z soczewicą

Baza tradycyjnie:

> wrzątek, kurkuma (więcej), tymianek (mniej)
> pokrojone w plasterki marchewki i pietruszki
> czosnek, chili, kawałek imbiru, czarny pieprz, pokrojony w plasterki por i w kostkę seler
> sos sojowy, sól, majeranek, bazylia

Osobno na oliwę na patelni poleciała pomarańczowa soczewica (i trochę kuminu). Chwila smażenia, jak zaczęła zmieniać kolor - dolałam dwie chochle zaczątka zupy. Jak soczewica zaczęła mięknąć, powędrowała do głównego garnka zupowego.

Starłam też resztę dyni i dorzuciłam do zupy.

I pół szklanki wina, w którym przez kwadrans gotowały się goździki (wyłowiłam je w porę).

A potem czas, czas, czas... Nie od rzeczy byłoby zupę na koniec zmiksować.

Jest dość gęsta, brunatna i lekko słodkawa.