Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

środa, 29 lutego 2012

Garam masala

Robię sama.
Po pierwsze: zapach świeżo przygotowanej przyprawy jest o nieporównanie żywszy.
Po drugie: w całym domu pięknie pachnie.
Po trzecie: mam wpływ na dobór składników, proporcje. Każdy może mieszać przyprawy po swojemu.




Do rzeczy.
Na początek można poodmierzać dokładnie, jak poniżej.
Proporcje są podzielone przez 10, ale jak ktoś chce mieć przyprawy od razu dużo, droga wolna.


11 g ziaren kolendry
11 g nasion kuminu
5 g ziaren pieprzu
3 g kory cynamonowej (cassia bark)
3 g goździków
3 g brązowego kardamonu
1,5 g gałki muszkatołowej
1 g liści laurowych

Lekko podpiec w piekarniku na blasze, około 10 minut, 160 stopni (uwaga, żeby ne przypaliić).

Kiedy zaczną pachnieć, wyjąć z pieca, przestudzić, zmielić (młynek do mielenia kawy powinien dać radę, większe kawałki można wstępniie rozdrobnić).

Dodać 1,5 g mielonego imbiru. Wymieszać.
Trzymać w szczelnym słoiku.

Brak komentarzy: