Zastrzeżenie - to nie blog kuchenno parapoetycki. To tylko zapiski z moich prób kuchennych. Próba, essai, esej? Tylko przyziemniej. Raz bardziej, raz mniej. Czas płynie, mijają pory roku, a u mnie w kuchni walczy potrzeba trzymania się tego, co sprawdzone z wolą eksploracji.

wtorek, 9 marca 2010

Białe imbirki

Znalazłam na wysokiej kuchennej półce reprint starej książki...
Mrs Beeton's book of Household Management (pierwsze wydanie 1890)



A jak znalazłam, to zaczęło mnie kusić, żeby coś "po staremu" przyrządzić.
Na pierwszą podróż w czasie wybrałam prościutkie jasne ciasteczka imbirowe.



Podaję proporcje zmniejszone o połowę, z takich robiłam.
Pokraczne ilości niech nie dziwią, to tłumaczenie z uncji, funtów i kwart.


utrzeć 225g mąki i 115g masła
(da się prosto, grzbietem łyżki)

dodać 115g cukru
a następnie:
pokrojoną skórkę z 1 cytryny
gałkę muszkatołową (przepis sugerowałby startą połowę gałki - ja sypnęłam po prostu hojnie)
suszony imbir (wg przepisu byłoby aż 14g, dałam mniej, ale też bez szczędzenia)

wymieszać starannie

w garnuszku lekko podgrzać 70ml mleka
rozpuścić w nim ćwierć łyżeczki sody

wlać mleko do "suchego"
zamieszać
zagnieść ciasto (troszkę więcej mleka można dolać, ale bardzo uważnie, żeby nie przesadzić)
rozwałkować
wyciąć ciastka (np. odwróconą szklanką)

przełożyć na blachę
piec 15 - 20 minut
ja "średnio nagrzany piec" przetłumaczyłam na 180 st. C

Brak komentarzy: